Komentarze: 1
No i właściwie to już po świetach. Wigilia minęła tak jak chciałem, czyli w miarę szybko i bezboleśnie. Prezentów nie dostałem, nie spodziewałem się ich. Zjdałem kolację, szybkie przełamanie opłatkiem i zawinąłem się w kołdrę i tyle mnie było.
Dziś pojechałem sobie do Warszawy do kina, bo już nie bardzo wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Obejrzałem Epokę Lodowcową, i chichrałem się jak głupi. Film jest naprawde OK.
Powrót oczywiście popsuł nastrój. Nie dość że pociąg spóźnił się 10 minut, to jeszcze przed nim na Śródmieście wtarabanił się jakiś chłam do Radomia i oczywiście się popsuł na dobre na środku dworca, skutecznie blokując mój pociąg. W ten sposób zamiast być w domu o 15:40 dotarłem o 16:30. Rewelacja. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Udało mi się w końcu dodzwonić do Michała, pogadaliśmy sobie troszke i przy okazji minęliśmy się w pociągach, machając sobie z okien :) Michał mnie widział, ja jego nie :(
Umówiliśmy się wstępnie do kina na sobotę. Potem zrobiłem jeszcze niespodziankę Małemu dzwoniąc do niego z pogawędką. Mały myślał że to Jarek / Dex i śmiechu było co niemiara. Z nim też się wstępnie umówiłem na jutro. Bardzo był zaskoczony jak skojarzył z kim rozmawia... Zobaczymy co powie jutro :)
Wieczór tradycyjnie już nieciekawy, pewnie sobie włączę jakiś film, może w końcu Władcę Pierścieni... A może pokaże się ktoś do pogadania....
Zobaczymy....